Pojawił się artykuł w Naszym Dzienniku o trudnościach diagnostów i diagnostyki w Polsce.
Według mnie tekst jest o tyle dobry, że porusza się wokół takich problemów diagnostyki, o których po pierwsze się nie mówi (przynajmniej głośno), po drugie, traktuje o zjawiskach, które są co najmniej niepokojące z punktu widzenia właściwej opieki zdrowotnej pacjenta, po trzecie - nikt się nie chce na poważnie zająć takimi kwestiami i większość stara się je omijać z dala na szerokość kija, jakbyśmy mieli do czynienia z nową epidemią trądu.
Wiadomo, temat nie jest ani medialny, ani popularny i na pozór nie dotyczy zwykłego szarego obywatela. No właśnie. Kwestia staje się o tyle istotna, kiedy obywatel staje się zwykłym szarym pacjentem, tylko z tą różnicą, że wtedy na szali waży się jego zdrowie, a niejednokrotnie życie.
Mając tę świadomość rzućmy okiem na najważniejsze aspekty poruszone w materiale:
- dążenie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego do degradacji zawodu diagnosty laboratoryjnego, czyli krótko rzecz ujmując dążenie do tego, aby osoba po ukończeniu kursu na tzw. "Wyższej Szkole Piękności, Wdzięku i Radości" miała takie same uprawnienia do wykonywania zawodu, jak osoba po studiach kierunkowych (analityka medyczna) zarezerwowanych obecnie jedynie dla uniwersytetów medycznych,
- brak systemu bezpośredniego kontraktowania świadczeń z zakresu diagnostyki laboratoryjnej z NFZ, co skutkuje między innymi tym, że te same badania mogą być odmiennie wyceniane przez różne laboratoria (z cennikami od Sasa do lasa),
- przypadki transportowania badanej próbki poza granice kraju w celu wykonania właściwego badania; przykład: próbka krwi pobrana w Poznaniu, jednak nie jest zbadana na miejscu, lecz zostaje przesłana do Niemiec, aby wykonać zlecone oznaczenie. Transport trwa kilka godzin. Kwestie, które się nasuwają, są następujące: 1) Czy warunki transportu były odpowiednie? A zatem: Czy przesłany materiał biologiczny nadaje się jeszcze w ogóle do badania? 2) Jeśli wykonano badanie, na ile jest ono wiarygodne? 3) Brak kontroli nad próbką polskiego pacjenta poza granicami kraju, czyli brak informacji, co się z ową próbką dzieje i czy jest właściwie zabezpieczona?
- nieuregulowana sprawa badań genetycznych, a także badań prenatalnych związanych z zapłodnieniem in vitro,
- brak kontroli nad wykonywaniem badań "online", gdzie pacjent wykonuje badania za pośrednictwem internetu,
- walka firm farmaceutycznych tudzież ubezpieczonych, pragnących wyłuskać informacje na temat aktualnych potrzeb szpitala (ci pierwsi) bądź stanu zdrowia danego pacjenta (ci ostatni).
Zachęcam do zapoznania się z artykułem źródłowym. Tym, którym jest ten temat w zupełności obojętny, gratuluję dobrego samopoczucia i wiary w nasz krajowy system oraz życzę dobrego zdrowia ;-)
Link do artykułu: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/61285,wyciek-z-laboratorium.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz